ZMARTWYCHWSTANIE
ZMARTWYCHWSTANIE
Z okazji Świąt Wielkanocnych można
natrafić w Internecie na takie tytuły, jak: „Czy zmartwychwstanie Jezusa
Chrystusa jest faktem historycznym, czy tylko „prawdą” wiary chrześcijańskiej?”
„Czy Jezus naprawdę zmartwychwstał? Jakie mamy na to dowody?” Minęło prawie dwa
tysiące lat od tego wydarzenia, a wielu nadal zastanawia się nad tym, czy takie
wydarzenie rzeczywiście miało miejsce. Nie rozumieją jednej prostej rzeczy:
gdyby Chrystus naprawdę nie zmartwychwstał, nikt nie napisałby Nowego
Testamentu, nigdy nie narodziłoby się chrześcijaństwo, nigdy nie powstałby
żaden Kościół Chrystusowy … A jak wyglądałby dzisiejszy świat? Naprawdę trudno
powiedzieć! Może nadal wierzylibyśmy w jakichś bożków pogańskich, nie byłoby
żadnej moralności chrześcijańskiej, a w
relacjach międzyludzkich nadal panowałoby prawo odwetu i zemsty. Już św. Paweł
w I Liście do Koryntian napisał: „Gdyby Chrystus nie zmartwychwstał, daremne
byłoby nasze nauczanie, próżna byłaby wasza wiara.” O czym pisze św. Paweł do
chrześcijan w Koryncie? Ano o tym, że gdyby Chrystus nie zmartwychwstał, jego
nauczanie nie miałoby żadnego sensu, żadnego sensu nie miałaby też wiara Koryntian,
bo jakże można wierzyć jakiemuś nauczycielowi żydowskiemu, który owszem,
uzdrawiał ludzi i robił czasem jakieś niezwykłe rzeczy, twierdził nawet, że
jest Synem Bożym, ale po trzech latach nauczania osądzono Go i ukrzyżowano!
Rozmawiałem kiedyś z pewnym znajomym,
który powiedział mi:
- Wierzycie w jakieś zmartwychwstanie,
daliście się otumanić Kościołowi, który na wierze robi niezły interes, a
przecież nie macie żadnych dowodów na to zmartwychwstanie. Skąd wiecie, że na
pewno zmartwychwstał? Nie macie takiej wiedzy!
-
I tu się mylisz! – odpowiedziałem – Opowiem ci coś: Pewnego razu dziennikarze
zapytali kard. Stefana Wyszyńskiego, czy naprawdę wierzy w to, że Chrystus
zmartwychwstał, że rzeczywiście żyje i że weźmie ks. kardynała (po jego śmierci
oczywiście) do nieba? Ks. kardynał uśmiechnął się i odpowiedział z
przekonaniem: „Nie, ja nie wierzę.” „Jak to!” – zdziwili się dziennikarze. „Ks.
kard. nie wierzy?” „Nie – kontynuował kardynał – Ja nie wierzę! Ja wiem!” Tak
samo ja ci odpowiem: Ja nie wierzę w zmartwychwstanie Jezusa! Ja po prostu
wiem, że zmartwychwstał.” Znajomy był równie zdziwiony, jak ci dziennikarze:
„Skąd ty możesz o tym wiedzieć? Skąd ta pewność?” – zapytał. „Bo opowiedzieli
mi o tym ci, którzy Go dobrze znali: Jego uczniowie!” „Myślisz, że mówili
prawdę, że nie kłamali?” „Wykluczone!” „Dlaczego?” „Bo wszyscy, oprócz Jana
oddali za tę prawdę o zmartwychwstaniu życie! Wszyscy oprócz Jana w imię tej
prawdy zginęli śmiercią męczeńską! Gdyby zmyślili zmartwychwstanie, gdyby
zmartwychwstanie było bajką, nie oddaliby za tę bajkę życia! To chyba
logiczne?” „Owszem, ale ci ludzie, mówię
o Apostołach, przez trzy lata chodzili z Jezusem, widzieli Jego niezwykłe
poczynania; widzieli, jak uzdrawia i wskrzesza, słuchali Jego pięknych
przemówień i pokochali Go! Nie chcieli, żeby pamięć o Nim zaginęła,
wykorzystali to, że mówił kiedyś o swoim zmartwychwstaniu, po pogrzebie
wykradli ciało, ukryli gdzieś i zaczęli opowiadać o Jego zmartwychwstaniu. To
po prostu byli fanatycy, którzy może nawet sami uwierzyli w końcu w to
zmartwychwstanie.”
„Fanatycy mówisz? To posłuchaj: św.
Mateusz opisując w swojej Ewangelii scenę pojmania Jezusa, kończy ten opis
słowami: „Wtedy wszyscy uczniowie opuścili Go i uciekli.” Wszyscy! Nie
niektórzy, nie nieliczni, lecz wszyscy! I to znamienne słowo: „opuścili Go”
„Opuścili”, czyli wyrzekli się Go, pozostawili Go na pastwę bandy, która z
pałkami i kijami przyszła go pojmać i zaprowadzić przed Sanhedryn! „Opuścili Go
i uciekli.” To samo pisze św. Marek: „Wtedy opuścili Go wszyscy i uciekli.”
Jakby nigdy nie słyszeli, jak przemawia,
jakby nigdy nie widzieli cudów, które czynił, jakby Go w ogóle nie znali. Gdzie
podziała się ich wiara? Po prostu jej jeszcze nie było! Nadal uważasz, że to
byli fanatycy, gotowi wymyśleć bajkę o zmartwychwstaniu i za bajkę tę oddać
życie? A św. Piotr? Ten, który twierdził, że dla Jezusa zrobi wszystko! Bał się
nawet przyznać do znajomości z Jezusem i mówił, że Go w ogóle nie zna!
Czego tak bardzo boją się Apostołowie,
że nawet nie towarzyszą Jezusowi podczas Jego śmierci i podczas Jego pogrzebu? Że
siedzą za zamkniętymi drzwiami w wieczerniku i boją się nawet wyjrzeć na
zewnątrz? Musimy zrozumieć jedno: Jezus
oskarżony był przez Sanchedryn o bluźnierstwo, a za to prawo żydowskie karało
śmiercią. Śmierć groziła też wszystkim uczniom Jezusa, gdyby zostali przez kapłanów
schwytani. Na Jezusa, w typowo ludzkim rozumieniu, nie mogli liczyć, bo jeśli
nie obronił samego siebie, jak mógł obronić swoich uczniów? „Jeśli jest Synem
Bożym, niech wybawi samego siebie, niech zejdzie z krzyża” wołali niektórzy. Tego rodzaju myślenie towarzyszyło też z
pewnością uczniom. Jezus mówił kiedyś o swoim zmartwychwstaniu, ale w obliczu
tego strasznego dramatu, który się przed nimi rozegrał, nikt tych Jego słów nie
pamiętał. Towarzyszyło im tylko jedno, trudne do pokonania uczucie: strach.
Jak reagują na pierwsze doniesienia o
zmartwychwstaniu Jezusa? Mówię o doniesieniach, bo przecież nie im, nie
Apostołom ukazuje się najpierw zmartwychwstały Jezus, lecz kobietom, które z
nimi chodziły. Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że w tamtych czasach, w kulturze
żydowskiej było tak, że zdanie kobiety dla mężczyzn nie liczyło się w ogóle!
Kobieta nie miała prawa zabierać głosu w żadnej sprawie! Kobiety dla Żydów były
po prostu plotkarami, które mówią wciąż same głupoty. Dlaczego w takim razie
Pan Jezus pokazuje się najpierw kobietom? W dodatku każe im iść do Apostołów i
opowiedzieć im o zmartwychwstaniu Pana? Co więcej, mówi im, aby przekazały
Apostołom, że mają się udać do Galilei i dopiero tam się im ukaże. A przecież z
Jerozolimy do Galilei jest kilka dni drogi! Trudne zadanie daje swoim uczniom
Jezus! Chce, żeby się trochę natrudzili, żeby dotarcie do prawdy kosztowało ich
trochę. Ktoś powiedział, że chciał też ukarać Apostołów za to, że w godzinie
próby „opuścili Go i uciekli”. Może, trochę …
Tak więc kobiety pierwsze dowiadują się
o zmartwychwstaniu Jezusa. Są to (według Mateusza) „Maria Magdalena i druga
Maria”, (według Marka jest jeszcze Salome), które idą w niedzielę rano do
grobu, gdzie ukazuje im się anioł i mówi: „Idźcie szybko i powiedzcie Jego
uczniom – powstał z martwych i oto udaje się przed wami do Galilei. Tam Go
ujrzycie.” Czy słowa anioła dotarły do kobiet? Czy spowodowały, że uwierzyły od
razu w zmartwychwstanie Jezusa? Chyba nie! Sw. Marek mówi, że „kobiety uciekły
od grobu, ogarnęło je bowiem zdziwienie i przestrach. Nikomu nic nie oznajmiły,
bo się bały.” Dopiero, gdy ukazał im się sam Jezus i powiedział: „Nie bójcie się! Idźcie i oznajmijcie moim
braciom: Niech idą do Galilei, tam mnie zobaczą.”, idą do Apostołów i
przekazują im słowa zmartwychwstałego. Ci jednak, jak opowiada św. Marek: „Nie
chcieli wierzyć”. W tym samym tonie pisze św. Łukasz: „Słowa kobiet wydały im
się czczą gadaniną i nie dali im wiary.”
Dalej św. Marek pisze: „Następnie Pan
Jezus ukazał się dwom uczniom, którzy szli do wsi. Oni wrócili i powiedzieli
pozostałym uczniom, lecz im też nie uwierzyli.” Mimo tych wątpliwości, mimo
tego braku wiary, Apostołowie udali się jednak do Galilei, gdzie, jak opowiada
św. Mateusz, „ujrzeli Jezusa i oddali Mu pokłon. Niektórzy jednak wątpili.”
Mimo tego, że zobaczyli Go na własne oczy, nadal wątpili! Nadal nie mieli
pewności, że rzeczywiście zmartwychwstał.
Jezus, żeby rozwiać wszelkie ich
wątpliwości, ukazał się Apostołom wiele razy. Chciał, aby mieli absolutną pewność, że zmartwychwstał,
że żyje; chciał, aby tę pewność przekazali kolejnym uczniom Chrystusa, kolejnym
członkom Kościoła. Ciekawą opowieść o ukazaniu się uczniom przekazał nam św.
Łukasz: „A gdy rozmawiali o tym, co się stało, On sam stanął pośród nich i
rzekł do nich: „Pokój wam”. Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha.
Lecz On rzekł do nich: „Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą
się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie
mnie i przekonajcie się: duch nie ma ciała ani kości. Jak widzicie, Ja mam.”
Przy tych słowach pokazał im swoje ręce i nogi. Lecz gdy oni z radości jeszcze
nie wierzyli i pełni byli zdumienia, rzekł do nich: „Macie tu coś do jedzenia?”
Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby. Wziął i jadł wobec nich.”
Widać wyraźnie, że Jezusowi zależy na
tym, żeby uczniowie nie traktowali Go jak ducha, jak zjawę, co do istnienia
której można mieć jakieś wątpliwości, lecz jak istotę materialną, jak
człowieka, którego można dotknąć, ż którym można zjeść posiłek. „Dotknijcie
Mnie i przekonajcie się: duch nie ma ciała ani kości, Ja mam.” Dostarcza im
materialnego, niezbitego dowodu na to, że nadal żyje, że nie jest jakimś
mirażem czy zjawą, chociaż Jego ciało nabrało niespotykanych dotąd
umiejętności: potrafi na przykład przenikać przez zamknięte drzwi.
Nie wiemy, czy Apostołowie skorzystali z
tej propozycji dotykania Jezusa, myślę, że tak. Nie wiemy też, czy Apostoł
Tomasz, o którym opowiada św. Jan, skorzystał z podobnej propozycji Pana
Jezusa, który powiedział mu: „Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce.
Podnieś rękę i włóż ją do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym.”
Św. Jan nie pisze, czy Tomasz dotknął ran Jezusa. Cytuje jedynie wyznanie
Tomasza: „Pan mój i Bóg mój”. Nie tylko uwierzył; jest pewien, że przed nim
stoi żywy Jezus.
Przygotowując się do pisania tego
referatu, wszedłem na stronę internetową: „Miłujcie się”, na której to stronie
znajduje się przepiękny obraz jakiegoś siedemnastowiecznego malarza
przedstawiający scenę z Apostołem Tomaszem. Na obrazie tym Jezus bierze rękę
zawstydzonego nieco Tomasza i zbliża ją (jakby trochę na siłę) do dużej rany na
swojej piersi. Jakby zmusza go, żeby włożył palec do tej rany i namacalnie przekonał
się, że ma do czynienia z materialną istotą a nie jakimś duchem. Obok widzimy
Apostołów, którzy zbliżają swoje twarze do umieszczonej w ranie Jezusa ręki
Tomasza i z zaciekawieniem wpatrują się w ten … eksperyment, który miał do
końca rozwiać wszelkie ich wątpliwości. Nawiasem mówiąc, całe szczęście, że
znalazł się taki odważny Tomasz, bo dzięki niemu mamy dodatkowy niezbity dowód
na to, że Jezus naprawdę zmartwychwstał, że rzeczywiście żyje.
Po tych wydarzeniach, „Pan Jezus został
wzięty do nieba i zasiadł po prawicy Boga”. Apostołowie zaś, którzy przestali
się już bać, bo wiedzieli, że ich Pan żyje, „poszli i głosili Ewangelię
wszędzie, a Pan współdziałał z nimi i potwierdzał naukę znakami, które jej
towarzyszyły”.
Na zakończenie zadam ci jeszcze raz
pytanie: „Nadal wierzysz w to, że ci ludzie sami wymyślili bajkę o
zmartwychwstaniu i oddali za nią życie?” Teraz już wiesz, skąd kardynał
Wyszyński, i ja, i wszyscy inni chrześcijanie mają pewność, że Jezus
martwychwstał.
Komentarze
Prześlij komentarz