"Słowo Boże ..." w Chester
Kilka dni temu powróciłem z Chester –
pięknego miasta leżącego w zachodniej części Wielkiej Brytanii; miasta, w
której mieszka, wraz z trzema wspaniałymi synami, jedna z moich córek – Lidia.
Nie będę mówił o wspaniałym przyjęciu, jakiego wraz z żoną doznaliśmy, o
miłości, którą się nawzajem obdarzyliśmy, w ogóle bym o tej "wycieczce" nie wspominał, gdyby nie wydarzenie, które zrobiło
na mnie ogromne wrażenie i które bardzo przeżyłem:
W związku z tym, że proboszczem
katolickiej parafii p.w. Św. Franciszka w Chester jest polski franciszkanin, na
jakieś dwa miesiące przed wyjazdem wysłałem do niego (przez córkę) egzemplarz
mojej książeczki „Słowo Boże światłem na mojej ścieżce” i mailem poprosiłem go
o jej przeczytanie. W krótkim czasie otrzymałem odpowiedź, w którtej poinformował mnie, że książeczka bardzo mu się
podoba i uważa, że godna jest rozprowadzenia wśród Polaków mieszkających i
pracujących w Chester. Zaproponował, żebym przywiózł z sobą "kilka"egzemplarzy. „Nie wiem, ile sprzedaż – dodał – ale zachęcę parafian, myślę, że efekt będzie
w miarę pozytywny.” Wziąłem z sobą sześćdziesiąt sztuk. „Jeśli pójdą –
pomyślałem – dobrze. Jeśli nie, to co zostanie, zostawię ks. proboszczowi,
niech zrobi z nimi to, co będzie uważał za stosowne.”
To co się stało, przeszło moje
najśmielsze oczekiwania. Pod koniec Mszy św. stanąłem z tyłu kościoła przy
stoliku, na którym rozłożyłem książeczki. Ks. proboszcz przedstawił mnie (cały
kościół się obejrzał, żeby mnie zobaczyć), powiedział kilka (właściwie to
kilkadziesiąt) pochlebnych słów o mojej książeczce i zachęcił wszystkich do jej
nabycia. Efekt był taki, że zarówno do mnie, jak i do Lidki, która wraz ze mną wydawała
książeczki, ustawiła się solidna kolejka i … książeczek niestety zabrakło! No
cóż! Wziąłem tyle, ile zmieściłem w bagażu podręcznym. Poza tym nie miałem zielonego pojęcia, że tak potoczą się sprawy.
Dołączam kilka wybranych zdjęć z Chester:
Z żoną, córką i najmłodszym synkiem córki na kawie
w refektarzu XI-wiecznego opactwa benedyktyńskiego.
Średniowieczna katedra obok opactwa.
Nawa główna katedry.
Z żoną i wnukiem w centrum Chester. W miejscu,
w którym była kiedyś brama miejska, zegar - wizytówka miasta.
Znam treść tej książeczki, która zachęca osoby wierzące do codziennej lektury Pisma Świętego, co niestety wśród katolików nie jest zbyt powszechne.Trudno odpowiedzieć jednoznacznie dlaczego ? Może uważają, że te fragmenty, które słyszą raz w tygodniu, w niedzielę podczas Mszy św. wystarczą. Faktem jest również, że w kościele katolickim, w moim kościele, bardzo rzadko słyszy się taką zachętę do czytania Słowa Bożego. Może dlatego zainteresowanie wiernych w Polsce, by kupić taką książeczkę, jest o wiele mniejsze niż w Anglii ? Trudno to jednoznacznie stwierdzić. W Anglii żyją protestanci, dla których codzienna lektura PŚ jest wręcz obowiązkiem. Może Polacy mieszkający w Anglii uczą się podejścia do lektury Biblii od swoich angielskich sąsiadów ? Może odkryli w tym głęboki sens, o którym właśnie autor książeczki daje osobiste świadectwo. Pewnie w dużym stopniu jest to również sprawa marketingu, co u nas, szczególnie w Kościele, prawie nie ma miejsca. A szkoda, bo lektura tej małej książeczki wielu ludziom, uważającym się za wierzących, otworzyłaby oczy i uświadomiła płytkość ich wiary lub całkowity jej brak. W kontekście zbawienia duszy, jest to sprawa bezcenna.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci Mieczysławie za ten komentarz! W pełni się z Tobą zgadzam i marzę, żeby przeżyć coś podobnego tu, w Polsce. Wiem, że tego nie dożyję, ale marzyć mi wolno, no nie?
Usuń